–Pójdziesz więc mój drogi – nie jak zwykli śmiertelnicy –kolegować się z anielicami, ale szczęścia zaznawał będziesz pośród elity niebiańskiej, wśród archaniołów, co niniejszym potwierdzam oficjalnie. –Ja św. Piotr! Ale, ale ....Aby niebiańskiej biurokracji stało się zadość, przynieś mi jeszcze officjalne potwierdzenie T. SZCZERBY, że należałeś do KOŁA PRZEWODNIKÓW TATRZAŃSKICH w Gliwicach.
Część II - Largo cantabile„Dziko rośnie tylko w Sudetach i w Karpatach, a na niżu z rzadka trafia się zdziczały, zapewne z hodowli.”
WARIACJE:HDL został wyhodowany na niżu w okolicach Lwowa. Młodą roślinkę wschodnie wiatry przywiały na Podhale, podlewano ją i pielęgnowano w szkołach Myślenic, Nowego Targu i Zakopanego, gdzie MATURALNIE okrzepła w gimnazjalnej szklarni „Liljana”. Horyzontalne spojrzenie ku bezkresnym stepom wschodu zaczął zmieniać na wertykalne „spoziranie ku wirchom”. Równolegle do tego, jak z dziecięcia-poczwarki wykluł się młodzian piękny i rześki, jak z badyla HDL wykluła się ptica pod nazwą Makolągwa (patrz hasło „Makolągwy” w Wlk. Enc. Tatrz.).
Część II - Presto agitato„Ulubionym siedliskiem litworu są mokre, zraszane płynącą wodą miejsca: brzegi potoków, źródliska, ziołorośla, wilgotne miejsca wśród skał, zarastające piargi. Rośnie i na wapieniu i na granicie, na tym ostatnim o tyle częściej, że łatwiej tam znaleźć wilgotne środowisko. W Tatrach sięga od wysokości 1200 do 2000m”. WARIACJE:
1934 – matura, i po wakacjach studia na Politechnice Lwowskiej. Zaczęło się szybkie życie - presto. Harceskie MAKOLĄGWY coraz częściej i coraz szybciej wylatywały z zakopiańskich gniazd ku granitowym żebrom i żlebom, które po ćwiczebnych lotach zamieniały się na filary i kominy. HDL nieraz był zraszany płynącą wodą, tak że wlot był w rękawach i za karkiem, a nogawki zamieniały się w wywierzysko. W niejednej potrzebie zwiedzał ziołorośla, a skała czasami – też z potrzeby, stawała się wilgotna (oczywiście nie od deszczu). Górna granica siedliska naszego litworu była każdorazowo przekraczana – aż po czubek skał, gdzie należało się spodziewać tablicy z napisem „koniec wysokości szczytu, dalej nie wchodzić, radzimy zacząć zejście”.
Ilekroć próbowali podejść jeszcze wyżej, o dziwo - zawsze spadali, i lądowali w Zakopanem, w dodatku cało i zdrowo. Finałem tego młodzieńczego „presto” były pierwsze przejścia:
No dobra, a co z „agitato”?
<< poprzednia strona | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | następna strona >> |